O mnie w skrócie:
Jestem ekscentrycznym i zraptorzałym człowiekiem rasy białej, wzrostu umiarkowanie wysokiego i wagi przesadnie chudej, z umysłem o rygorystycznych poglądach i krytycznych obawach. Z zamiłowania informatyk, filozof i fanatyk twórczości Hollywoodu. Poszukiwacz prawd wysokopoziomowych i niskopoziomowych (z szczególnym naciskiem i talentem na te drugie). W dużej części wesoły pesymista i pechowy odludek, w nieco mniejszej smutny optymista z wiecznie dziecięcym sercem, któremu czas wolno płynie i nic na to nie może poradzić. Tyle w słowach wstępu. Kolejne akapity są dla wiernych czytelników oczekujących większej ilości szczegółów.
Jaki ze mnie informatyk?
Niedoceniany z pewnością. Czasem zbyt idealistycznie nastawiony i do reszty spedanciały na punkcie komputerów. Wszystko staram się robić jak najdokładniej i czysto. Ludzie narzekają, że moje informatykowanie jest powolne, że często kombinuję jak koń pod górę, zamiast zdać się na automatykę itp. ale ja i tak swoje wiem ;). Może kiedyś mi się to wszystko opłaci?
Komputery składam sam, nie lubię gotowców. Lubię natomiast odrestaurowywać gotowce, o czym poświadczy np. mój sąsiad albo nauczycielka chemii z czasów mojego gimnazjum. Ponadto lubię starocia i uważam się za fanboja jedynego dobrego systemu Microsoftu, jakim był Windows 2000.
Komputery składam sam, nie lubię gotowców. Lubię natomiast odrestaurowywać gotowce, o czym poświadczy np. mój sąsiad albo nauczycielka chemii z czasów mojego gimnazjum. Ponadto lubię starocia i uważam się za fanboja jedynego dobrego systemu Microsoftu, jakim był Windows 2000.
Jaki ze mnie filozof?
A taki, który lubi rozmyślać o niemal wszystkim. Począwszy od prostych idei, o których rozważał praktycznie każdy człowiek z przeciętnym IQ 130 i niższym, aż do bardziej wyrafinowanych i bogatych eksperymentów myślowych, które potrafią zakorzenić się w mym umyśle na parę dobrych tygodni. Podczas tych wszystkich lat rozmyślań wypracowałem nawet własny język, który z pewnością da się we znaki na tym blogu, jako że język ten wwiercił się w me życie wystarczająco głęboko.
Filozofię swą dzielę na dwa odrębne nurty, które zowią się filozofia wysokopoziomowa i filozofia niskopoziomowa. Te zaczerpnięte z zagadnień związanych z programowaniem nazwy odzwierciedlają moim zdaniem najidealniej dziedzictwo myśli cywilizacyjnej. W filozofii wysokopoziomowej zadaję pytania na temat istoty człowieczeństwa lub po prostu o to, "jak żyć". Nie brakuje też pytań o wagę społeczeństwa, przyjaźni, miłości itp. Ogółem wysokopoziomowy nurt (który nazywam także "przyziemnym") zamyka się w bardziej ludzkich tematach, w których szczerze powiedziawszy potrafię nieźle pobłądzić.
Doskonale radzę sobie jednak z filozofią niskopoziomową, która próbuje odpowiedzieć na bardziej obiektywną istotę wszechrzeczy. Czym dokładnie jest Czasoprzestrzeń? Jak i czy nią manipulować? Czy choćby jaki jest absolutny czynnik stwórczy tego wszystkiego? Te, jak i im podobne pytania wymagają sporo cierpliwości, pokory i obiektywności, by można było uchylić choć rąbka niejednoznacznej odpowiedzi. Może się to niektórym wydawać niepotrzebne, że głupio tak bujać w obłokach w nieskończoność, że ta praca nigdy nie znajdzie swego absolutnego i satysfakcjonującego rozwiązania, ale czyż nie analogicznie jest w przyziemnym życiu codziennym, gdy np. ktoś "bezsensownie" pracuje na budowie jakiegoś wieżowca tylko po to, by ten po, załóżmy, 50 latach został zburzony i w jego miejscu stanął nowy, większy i jeszcze bardziej futurystyczny? Tak więc wszystko ma sens zarazem jego nie mając, ot kwant taki...
Ogółem w swoich rozważaniach staram się być bezstronny, zależny tylko od empirycznych cegiełek zwanych faktami. Poczuwam się także do misji, by rozpowszechniać swą myśl nie jako jedyną słuszną i absolutną (tak robią władze, wymyślający podatki, religie i inne fanaberie, by móc kontrolować podległy lud... A fe!), lecz jako istotna część większej całości dziedzictwa ludzkiej myśli.
Filozofię swą dzielę na dwa odrębne nurty, które zowią się filozofia wysokopoziomowa i filozofia niskopoziomowa. Te zaczerpnięte z zagadnień związanych z programowaniem nazwy odzwierciedlają moim zdaniem najidealniej dziedzictwo myśli cywilizacyjnej. W filozofii wysokopoziomowej zadaję pytania na temat istoty człowieczeństwa lub po prostu o to, "jak żyć". Nie brakuje też pytań o wagę społeczeństwa, przyjaźni, miłości itp. Ogółem wysokopoziomowy nurt (który nazywam także "przyziemnym") zamyka się w bardziej ludzkich tematach, w których szczerze powiedziawszy potrafię nieźle pobłądzić.
Doskonale radzę sobie jednak z filozofią niskopoziomową, która próbuje odpowiedzieć na bardziej obiektywną istotę wszechrzeczy. Czym dokładnie jest Czasoprzestrzeń? Jak i czy nią manipulować? Czy choćby jaki jest absolutny czynnik stwórczy tego wszystkiego? Te, jak i im podobne pytania wymagają sporo cierpliwości, pokory i obiektywności, by można było uchylić choć rąbka niejednoznacznej odpowiedzi. Może się to niektórym wydawać niepotrzebne, że głupio tak bujać w obłokach w nieskończoność, że ta praca nigdy nie znajdzie swego absolutnego i satysfakcjonującego rozwiązania, ale czyż nie analogicznie jest w przyziemnym życiu codziennym, gdy np. ktoś "bezsensownie" pracuje na budowie jakiegoś wieżowca tylko po to, by ten po, załóżmy, 50 latach został zburzony i w jego miejscu stanął nowy, większy i jeszcze bardziej futurystyczny? Tak więc wszystko ma sens zarazem jego nie mając, ot kwant taki...
Ogółem w swoich rozważaniach staram się być bezstronny, zależny tylko od empirycznych cegiełek zwanych faktami. Poczuwam się także do misji, by rozpowszechniać swą myśl nie jako jedyną słuszną i absolutną (tak robią władze, wymyślający podatki, religie i inne fanaberie, by móc kontrolować podległy lud... A fe!), lecz jako istotna część większej całości dziedzictwa ludzkiej myśli.
Jaki ze mnie fanatyk Hollywoodu?
Wszechstronny. Wychowany przez magiczne pudło z obrazkami zwane powszechnie telewizorem. Lubię oglądać wszystko, od produkcji klasy A (od Arcygenialne) do klasy Ż (od Żenujące). Gustuję w Kinie Nowej Przygody i ogółem w produkcjach lat 70, 80 i 90, gdyż to właśnie one wpłynęły na moje dzieciństwo najbardziej. Moim mistrzem reżyserii jest Steven Spielberg, muzyki filmowej John Williams, zdjęć Janusz Kamiński, i mógłbym wymienić jeszcze kilka nazwisk, ale po co, skoro będę wtedy zobowiązany do częstych aktualizacji tej listy...
Jakie książki najbardziej lubię?
Przeczytałem trochę mało ich w swoim życiu, ale na pewno nie będą to lektury szkolne. Gustuję w powieściach dających nieco typowo amerykańskiego rozmachu oraz dużo do myślenia. Właśnie takie są technothrillery, a Michael Crichton był i jest mistrzem tego gatunku. Na pierwszy rzut oka jego powieści nie różnią się znacząco od zwyczajnych sci-fi i sensacyjnych, jednak czytając głębiej można odnieść wrażenie niezwykłej rzetelności opisywanych wydarzeń. Dzieje się tak dlatego, gdyż Crichton zawsze przed napisaniem czegokolwiek starał się wnikliwie przebadać interesujący go temat.
Jaką muzykę najbardziej lubię?
Przede wszystkim filmową. Hollywoodzko-filmową. Mistrzem mi John Williams, choć gustuję również w stylu Michaela Giacchino, Johna Powella, i trochę też Wojciecha Kilara. Dlaczego lubię filmową? Bo to jeden z gatunków najczystszych emocjonalnie, które pomagają ruchomym obrazom właściwie zaistnieć w głowach widzów.
Oprócz muzyki filmowej, czasami wracam również do dość nietypowych i inspirujących odmian muzyki elektronicznej, ale z reguły są to tylko krótkie epizody przepełnione mistyczną wręcz fascynacją futurystycznego brzmienia. Epizody takich uwielbień są zapewne pochodną mojej miłości do szeroko pojętego kina sci-fi i efektów specjalnych.
Oprócz muzyki filmowej, czasami wracam również do dość nietypowych i inspirujących odmian muzyki elektronicznej, ale z reguły są to tylko krótkie epizody przepełnione mistyczną wręcz fascynacją futurystycznego brzmienia. Epizody takich uwielbień są zapewne pochodną mojej miłości do szeroko pojętego kina sci-fi i efektów specjalnych.
Jakie filmy najbardziej lubię?
Wszystkie Parki Jurajskie i ogółem twórczość Spielberga - to takie oczywiste. Ale oprócz tego jest jeszcze cała masa filmideł, które lubię najbardziej. Ulubione gatunki to przygoda, sci-fi, horrory i komedie. Nie będę przytaczał tu konkretnych tytułów, gdyż ich lista się zmienia bez ustanku. Nie muszę chyba powtarzać, że mój ulubiony okres twórczości Hollywoodu, to lata 70-80-90. Ups, powtórzyłem... :)
Jakie gry video najbardziej lubię?
Na ogół takie, w których trzeba nieco pomyśleć, ale nie za wiele :P. Najbardziej imponują mi tytuły z zaawansowaną symulacją fizyki i nietypowym gameplayem. Jako że w przeciwieństwie do filmów nie gram zbyt często w co moment zmieniające się tytuły (jedna gra potrafi mnie wciągnąć na dobre pół roku bez nudy...), mogę wyróżnić kilka tytułów, które określam "grami wiecznymi". Gry te szczególnie odciskają mi się w świadomości i raczej mogę powiedzieć z czystym sumieniem, że nie znudzą mi się nigdy. Aktualnie są nimi jedynie dwa tytuły:
CoLoBoT - Nietypowa strategia czasu rzeczywistego, która dzięki zaimplementowanej możliwości programowania jednostek może się stać strategią wszystkich czasów. Wydana 2001 roku przez szwajcarskiego potentata informatycznego EPSITEC. Gra ta towarzyszy mi już przeszło połowę życia, a gdy w 2012 został wypuszczony jej kod źródłowy, postanowiłem za misję życiową obrać sobie doskonalenie jej pod każdym względem i propagowanie jej w każdej niemal niszy. Zostałem więc na kontrakcie z Polskim Portalem CoLoBoTa (PPC) na czas nieokreślony. Aktualnie pełnię tam funkcję reżysera projektu COLOBOT: Gold Edition (codename GOLD) i staram się jak mogę przy współtworzeniu odświeżonej wersji oryginalnej gry.
Jurassic Park: Trespasser - Gra osadzona w filmowej części mego ukochanego uniwersum Jurassic Park, która bardzo zręcznie uzupełnia je o wiele bardzo klimatycznych informacji. Uzupełnia zwłaszcza część drugą filmowej sagi. Wydana w 1998 roku przez studio DreamWorks Interactive. Niestety była bardzo niedopracowana i została bardzo szybko zapomniana przez mainstreamowych graczy, nawet pomimo wielu innowacyjnych rozwiązań, wliczając w to przede wszystkim dosyć realistyczną fizykę czy dźwięk. Mimo wielu grzechów, które popełniono przy jej realizacji, gra broni się najlepszym klimatem spośród wszystkich innych znanych mi gier na licencji Jurassic Park. Immersja i możliwość zwiedzenia wyspy Sorna na własną rękę moim zdaniem wygrywa z możliwością zbudowania własnego Parku i szybkiego zapadnięcia w nudę po osiągnięciu pięciogwiazdkowej infrastruktury wypoczynkowej w tak przecież zachwalanej przez fanów gry Jurassic Park: Operation Genesis. Zresztą nie ma nic nudniejszego od gier Simopodobych :P.
CoLoBoT - Nietypowa strategia czasu rzeczywistego, która dzięki zaimplementowanej możliwości programowania jednostek może się stać strategią wszystkich czasów. Wydana 2001 roku przez szwajcarskiego potentata informatycznego EPSITEC. Gra ta towarzyszy mi już przeszło połowę życia, a gdy w 2012 został wypuszczony jej kod źródłowy, postanowiłem za misję życiową obrać sobie doskonalenie jej pod każdym względem i propagowanie jej w każdej niemal niszy. Zostałem więc na kontrakcie z Polskim Portalem CoLoBoTa (PPC) na czas nieokreślony. Aktualnie pełnię tam funkcję reżysera projektu COLOBOT: Gold Edition (codename GOLD) i staram się jak mogę przy współtworzeniu odświeżonej wersji oryginalnej gry.
Jurassic Park: Trespasser - Gra osadzona w filmowej części mego ukochanego uniwersum Jurassic Park, która bardzo zręcznie uzupełnia je o wiele bardzo klimatycznych informacji. Uzupełnia zwłaszcza część drugą filmowej sagi. Wydana w 1998 roku przez studio DreamWorks Interactive. Niestety była bardzo niedopracowana i została bardzo szybko zapomniana przez mainstreamowych graczy, nawet pomimo wielu innowacyjnych rozwiązań, wliczając w to przede wszystkim dosyć realistyczną fizykę czy dźwięk. Mimo wielu grzechów, które popełniono przy jej realizacji, gra broni się najlepszym klimatem spośród wszystkich innych znanych mi gier na licencji Jurassic Park. Immersja i możliwość zwiedzenia wyspy Sorna na własną rękę moim zdaniem wygrywa z możliwością zbudowania własnego Parku i szybkiego zapadnięcia w nudę po osiągnięciu pięciogwiazdkowej infrastruktury wypoczynkowej w tak przecież zachwalanej przez fanów gry Jurassic Park: Operation Genesis. Zresztą nie ma nic nudniejszego od gier Simopodobych :P.
Podsumowanie
Jak już doszedłeś drogi czytelniku do końca tego tekstu, zapewne zdążyłeś zauważyć już fakt, że żywot autora tego bloga jest przepełniony wręcz popkulturą. Cieszy mnie to niezmiernie i zapraszam teraz, byś przeszedł do części blogowej tego bloga, jeśli Cię on interesuje, gdyż zbyt długie wystawianie się na oddziaływanie strony "O Raptorze" nie jest częścią mojego planu zawładnięcia nad światem...